Z OSTATNIEJ ULTRA CHWILI

45. Gorce Ultra-trail Winter - Śnieżne wyzwanie 43 km 22.02.2025

Kilka miesięcy temu zarezerwowałem nocleg z 21 na 22 marca w Karpaczu, wierząc że zgodnie z tradycją „co drugi rok” uda mi się wygrać losowanie na Zimowy Maraton Karkonoski. Niestety, tym razem los nie był łaskawy i trzeba było szukać jakieś alternatywy w tym terminie i zgodnie z drugą tradycją - zaliczania startów, w których wcześniej nie brałem udziału, wybór padł na Gorce Ultra-trail Winter.

Na 6 tygodni przed głównym startem pierwszej części sezonu wiadomo, że GUT był wyścigiem z kategorii B, na sprawdzenie formy, przetarcie, „Just for fun”, tempo nie miało być prawa „w trupa” i takie nie było. Zgodnie z założeniami było jednak cały czas mocne i udało się je utrzymać. Mięśniory przyzwyczajone, stopy i czwóreczki na zbiegach dały radę także ok. Prędkość w sumie też się ostatnio poprawiła ale tę prędkość to wolałem na park runie sobie sprawdzić, gdzie poprawa o 50 sekund nastąpiła, ale trzeba przecież napisać że z mocno beznadziejnego wyniku na wynik beznadziejny.

Zimowy GUT miał być „Just for fun” i bardzo dużo tego funu dostarczył. Akumulatory trasą, organizacją, widokami tatranika naładowane, miejsce 100 na 126 także typowe dla tego dystansu, czas 7 i pół godziny.

Czas byłby pewnie jakieś 7h 10 gdybym wypruwał maksymalnie flaki a nie ukrywam, że klika minut przed startem zew natury przecież poczułem. Widząc Tow. Rybkę na starcie tradycyjnie odruch warunkowy nastąpił i tętno o 10 uderzeń od razu podskoczyło ale po chwili świadomość przecież przyszła że Tow. Rybka w charakterze sędziego tu występował. Piotrek na krótszym dystansie a jeszcze kilka lata temu we trójkę na triadzie przecież wszyscy walczyliśmy na zbiegu w tę drugą stronę od Lubania o czym dziura w rękawiczce mi przypomniała bo tak te flaki wypruwałem, że na zbiegach na nic nie uważałem.

I tak te refleksje i wspomnienia podczas całego startu przychodziły - tych wspólnych Transcarpatii tego widoku na Tatry w tym samym miejscu co z Austriakami na filmie z TC, ku pokrzepieniu serc i w podzięce że jeszcze mogę, że kiedyś przeżyłem to startowo na rowerze a teraz po kilkunastu ( o rany a może kilkudziesięciu już) latach mogłem to w biegu przeżyć w podzięce, że jeszcze mogę choć z roku na rok coraz trudniej, przeżywać to wszystko na trasie w latach gdy każdy ze startujących mówi mi na „Pan”.

Zawody do polecenia w 100% i dobrze było kolejny cykl godny polecenia zaliczyć i tak porównując z innymi, bliżej mi właśnie do tych bardziej kameralnych imprez porównując choćby GUTa z Pieniny ultra Trail. I jeszcze jedno bo w jednym GUT bije wszystkie inne zawody wygrywając kategorię najsmaczniejszych bufetów – to było wiadomo na pewno, że będzie bez padliny, zupki wchodziły rewelacyjnie ale zdecydowanie w prywatnej kategorii wygrywa pasta z zielonego groszku.

Trasa podobnie jak w Pieninach raczej szersze szutrówki ale rzeźnia jeśli chodzi o przewyższenia i tak na początku trochę ponarzekałem, że asfaltu dużo, że łatwa technicznie, że mało singli ale to co nastąpiło pod koniec jednym z najbardziej kultowych odcinków się zrobiło. W tym 9 sezonie startów myślałem, że nic mnie nie zaskoczy ale ten podłaz po lodzie na pewno zapamiętam na zawsze.

I dobrze, że jeszcze mamy takie trasy i oby było się gdzie ścigać bo jak czytam choćby co z taką triadą w tym sezonie zrobili….. a mnie na pewno nie lochnie nigdy , żeby w góry jechać, żeby po asfalcie biegać…

Na koniec jeszcze tylko jedna sugestia dla orgów po tym ostatnim fragmencie, że powinni wyścig inaczej nazwać - nie Śnieżne a Lodowe wyzwanie.

Szkoda tego ZUKa, który tak sobie wymarzyłem jedną edycję w słoneczku co ad 2025 miałbym zapewnione przebiec, ale z drugiej strony ten tatranik to lepiej przecież wygląda niż Kotlina jeleniogórska. W przyszłym roku ZUKa mam zapewnionego , ale w kolejnych latach spokojnie jest równorzędna alternatywa startu w postaci zimowego GUTa a klika lat jeszcze będę w stanie go przecież kończyć bo do limitu jeszcze 3 i pół godziny zostało.

Pięknie było i to piękno tylko w górach przecież, ale czas się trochę wypłaszczyć bo główny cel choć na wysokościach to już w trochę innych klimatach.






CHRONOLOGICZNIE

25. Zimowy Maraton Świętokrzyski – Rycerska Szarża 26 km 18.01.2025 r.

Gdy w październiku ub. r. zasiadłem przed kompem, aby poszukać mocno wstępnie jakiś nowych zawodów na kolejny rok, największe zdziwko ogarnęło mnie, gdy odnotowałem, że w Górach Świętokrzyskich jest taki jeden wyścig który już się wyprzedał , pomimo że zapisy zaczęły się kilka dni wcześniej. Na szczęście znalazłem się na samej górze listy rezerwowej i po kilku dniach można było umieścić w kalendarzu jako pierwszy start ad 2025 r. krótszy dystans 26 km w postaci Rycerskiej Szarży.

Start zlokalizowany jest w pobliżu zamku w Chęcinach, w części Gór Świętokrzyskich, których nie zaliczyłem jeszcze biegowo, ale znanych już z eksploracji rowerowej. Jako że zawsze przy nowej miejscówce biegowej pojawiają się wspomnienia i skojarzenia moje pierwsze dotyczyło wspomnień z maratonu mtb, pustej łąki na środku której ktoś porzucił samotną muszlę klozetową. Oj ile wtedy śmiechu było, że organizator dodatkową toaletę na trasie zapewnił.

Tym razem organizatorzy zapewnili inne atrakcje - śnieg, piękną słoneczną pogodę, widoki (a te zdecydowanie ze wszystkich dotychczasowych startów w najstarszych górach polskich najładniejsze) i możliwości powypruwania flaków przez 3 i pół godziny.

Trasa jak dla mnie zdecydowanie za bardzo biegowa, ale to było wiadome na początku. Ku zaskoczeniu pojawiły się natomiast piękne fragmenty jak ten prawie kanion w okolicach kamieniołomów, kilka fajnych singli na szczytach, mocne podłazy i tylko przyjemnych zbiegów zabrakło. Dodatkowo po raz pierwszy do Piekła trafiłem i wstyd lekki, że jeszcze tam nie byłem będąc w Górach Świętokrzyskich już kilkadziesiąt razy.

Podsumowując trasę, biegowo raczej nie wrócę tam treningowo, ale trasa zdecydowanie do polecenia na rower. Na pewno jednak biegowo zawitam jeszcze w okolice, aby zrobić tą dodatkową 20 km pętlę zimowego maratonu świętokrzyskiego, z której zrezygnowałem wybierając krótszy dystans.

Organizacyjnie bez zarzutu no i z dodatkowymi smaczkami. Mocno wygłupiłem się przy rejestracji pytając się gdzie są czipy. Okazało się, że czasu nie mierzą, po zawodach nie publikowane są wyniki ale każdy na mecie otrzymuje medal i dyplom z obowiązkową ceremonią i uściskiem i gratulacjami Pani Prezes i to jest to. Mocno ucieszyłem się bo za te 10 lat chcąc sobie jeszcze startować z ogromnymi limitami czasowymi, nie będę musiał na Słowację jeździć ale mam zawody dwie godziny od domu.

Reasumując, kolejne godne polecenia zawody zaliczone, powypruwane flaczki i tak całkiem nieźle powypruwane bo mimo, że zacząłem dopiero sezon nieźle to wygląda. Mocne zmiany treningowe przeprowadziłem, na razie nowy trening służy. Dodatkowo widać też, że po jednym z najgorszych sezonów przydał się ten wypoczynek od dłuuuuugich dystansów (i sam nie wiem czy bardziej fizyczny czy psychiczny).

Do zapamiętania jeszcze ten niespodziewanie piękny wschód słońca nad tymi wyższymi Górami Świętokrzyskimi podczas jazdy samochodem na zawody. Piękne to było i mam nadzieję że symbolicznie jako znak trzeba to potraktować, że trochę tych wschodów i zachodów przyjdzie w tym roku startowo zaliczyć, roku sezonu startów nr 23 – roku nietypowego, bo na razie rozplanowanego tylko do kwietnia i mimo, że myślałem że skończyłem z tymi losowaniami to okazało się że nie bardzo…..



inżynBiKer

wbiegnij do strony głównej

ddddddd