10. Łomianki 18.04.2004
Pierwszy maraton organizowany w okolicy. Po raz pierwszy treningowy przejazd przed startem. Trasa jak na Kampinos wybrana dramatycznie, ale w tym przypadku organizatorzy są usprawiedliwieni i naprawdę trzeba się cieszyć, że maratony dotarły tak blisko Warszawy. Na cały cykl BM zostaje fanem TPSA – numer startowy 1033. Pierwsze starcie z Grzesiem w naszej wewnętrznej rywalizacji nie rozstrzygnięte. Wyprzedzam go na trasie, ale w dniu dzisiejszym jadę z zamiarem przejechania tylko dwóch pętli. Po przeglądzie wyników w naszej pruszkowskiej rywalizacji pojawia się jeszcze jeden konkurent.
11. Warsaw City Jungle
Tylko cud (a właściwie rezygnacja organizatorów z odyseii ciężkowickiej) sprawił, że uczestniczyłem w tym wyścigu. Krótki dystans 40 km (w rzeczywistości było 30) i w dodatku po stolicy to nie jest mój ulubiony rodzaj maratonów. Bezsensowny upadek przy wjeździe na krawężnik, który ujemnie wpłynął na psychikę, powodując uraz i to, że przez cały sezon nie szalałem, szczególnie na zjazdach. Zabezpieczenie medyczne wyścigu. To śmieszne (ale właściwie rozpaczliwie) wizyta w punkcie medycznym, gdzie (na wyścigu!!!) brak było wody utlenionej bądź innego środka odkarzającego a lekarz nie potrafił prawidłowo zawiązać bandaża. Wreszcie spotkanie z zerozeroseven i wyjaśnienie zagadki nowego konkurenta. Tego dnia przegrałem ze wszystkimi. Szok na zakończenie. Pomimo przeciwności udało się załapać na podium w kategorii zawodowej. Dobry sponsor, świetne nagrody. I na koniec jeszcze jeden rekord świata. Film i dyplom z wyścigu zostały przesłane dopiero 6 miesięcy po zakończeniu.
12. Jelenia Góra 8.05.2004
Zawsze startowałem w lidze Bb. W ubiegłym roku przejechałem wszystkie edycje, na koniec sezonu wybrałem się jednak do Wałbrzycha na BM aby zobaczyć jak tam konkurencja. Organizacyjnie pod wrażeniem, mnóstwo gadżetów, w tym koszulka kolarska, katalog, bidon. Ale trasa – to tutaj organizatorzy pokazali jak można zepsuć jedną z najciekawszych tras wokół Chełmca – ja osobiście miałem doskonałe porównanie bo rozgrywany miesiąc wcześniej maraton Bb w Szczawnie jeżeli chodzi o trasę to kwintesencja mtb. Na JG zapisałem się chyba tylko dlatego, żeby potrenować przed zbliżającym się 200 km (jak wtedy sądziłem) maratonem w Bydgoszczy. Na trasie przeżyłem szok. Ta trasa była kapitalna, spokojnie znajduje się wśród najlepszych przejechanych w tym roku i gdyby wszystkie były na takim poziomie to miałbym wielki dylemat, który z cykli traktować jako główny. I wreszcie poziom wytrenowania. Wreszcie widać efekty przepracowanej zimy. W tym roku udało się osiągnąć poziom, który pozwolił zliczyć wszystkie maratony na dystansie giga. Porażka z Grzesiem w naszej wewnętrznej rywalizacji. Po pierwszej rundzie jeszcze prowadziłem, przespałem początek drugiej, a może dałem się nabrać na to, ze ten wyścig potraktujemy pokojowo. Dostałem w sumie ok. 10 minut.
13. Bydgoszcz 16.05.2004
Właściwy początek sezonu. Na ten cykl nastawiałem się najbardziej. Straszne ścierwo z rezygnacja z dystansu 200km. Wielka sprawiedliwość dziejowa bo to, że dostaje numer startowy 50 jest efektem ubiegłorocznych startów a nie tego, że jestem 50 z kolei sponsorem, który na wyścig wyłożył kasę. Obawiam się bardzo o swój występ, bo piątek i sobotę spędziłem na wyjeździe integracyjnym. Wprawdzie zakrapiałem tylko w piątek, ale oczywiście przed wyścigiem o drugiej rano miałem „przyjacielską wizytę” ludzi z roboty i sesję zdjęciową w moim ekwipunku bikerskim. Po wyścigu jestem jednak zadowolony i tak się zastanawiam , ale może nerwy podniosły poziom adrenaliny powodując w miarę dobry rezultat. Parada przez centrum Bydgoszczy, ale to już nie to co na moście w zeszłym roku gdzie niemalże popłakałem się ze wzruszenia. I wreszcie start. Pierwsza setka z zeszłego roku w strefie uprzywilejowanej. Przede mną zatrzymują Kajzera i nie wpuszczają go do sektora. Spokojnie mijam go i zajmuję pozycję z przodu stawki. Znowu nie rozstrzygnięty wynik w naszej wewnętrznej rywalizacji. Tym razem Grześ nie dojeżdża do mety a ja jestem w uprzywilejowanej sytuacji. Ustalony przez organizatorów sposób punktowania woła o pomstę do nieba. Za Bydgoszcz w tym roku dostaje się najwięcej punktów i przy naszym w miarę równym wytrenowaniu pozostaje mi tylko spokojnie kontrolować punktację. W którymś momencie wyprzedza mnie KM, a ja się dziwię bo przez klikanaście kilometrów udaje mi się jechać za nią i dopiero udaje jej się uciec na podjeździe w Chełmży. Od tej pory w każdym wyścigu kiedy mnie wyprzedza patrzę na którym to kilometrze i w zależności od tego oceniam czy dany wyścig poszedł mi źle czy dobrze.
14. Sokołowsko 23.05.2004
Rzecz kultowa – na taki wyścig czeka się całe życie. Śnieg, deszcz, błoto, grad, ujemna temperatura, wjazd na drugą pętle,walka ze sobą, przekroczenie kolejnych granic, odmrożenia. Może to zboczenie, ale jak dla mnie im bardziej ekstremalnie tym lepiej. I muszę przyznać, że rozkoszowałem się tym wszystkim i będzie co wspominać na emeryturze. Na koniec jeszcze to zdjęcie w Bb, szkoda, że nie na okładce. Extra trasa i trzeba będzie tutaj przyjechać kiedyś na dłużej. relacja
15. Kielce 29.05.2004
Porażka organizacyjna. Na start przyjeżdżamy we trójkę. Zostaje przy samochodzie, koledzy idą po numery. Czekam na nich półtorej godziny. Gdy przychodzą teraz ja muszę spędzić kolejne półtorej godziny na rejestracji. Trasa w sumie ok. ale jakoś wszystko mi nie pasuję. Pojawia się pierwszy kryzys psychiczny. Od kilku tygodni co tydzień startuje przecież w jakiś zawodach. Na samych startach rowerowanie się nie kończy, a ja zapomniałem o samej radości kręcenia na dwóch kółkach. Nie zauważam wjazdu na drugą pętle i przekraczam po pierwszej linie mety. Na szczęście można jeszcze wszystko odwrócić. Na początku drugiej pętli miejscowi przekładają kartki i gubię trasę. Mam popsutą przerzutkę i tracę 9 przełożeń. Pod koniec znowu jazda na orientacje bo ktoś zwinął numery. Na mecie porażka. Grześ dołożył mi dzisiaj pół godziny. Ze sportowego punktu widzenia to mój najgorszy wynik w tym roku, a może przesadzam i powinienem napisać, że to najlepszy wynik Grzesia.
16. Kraków 06.06.2004
Największe tegoroczne zaskoczenie in minus. Jakoś tak Extreme przyzwyczaiło nas, że możliwe są jakieś niedociągnięcia organizacyjne, ale co jak co jakość tras jest najlepsza. Tym razem dramat Ja osobiście maraton startujący z Kryspinowa uważam za najgorszy w tym roku jeśli chodzi o trasę. Trasa z 2003 roku pokazała, że można w okolicach Krakowa wytyczyć naprawdę świetny wyścig. W tym miejscu garść refleksji na temat tegorocznych tras Bb. Zrozumiałe jest, że z organizacyjnego punktu widzenia lepiej jest puścić dwie takie same pętle. Z wielką tęsknotą myślę, wszyscy wspominamy czasy Bb gdy druga pętla różniła się od pierwszej. Grześ dalej w szczytowej formie i mam wielkie szczęście bo dwuminutowa strata spowodowana jest tylko tym, że zgubił trasę i złapał gumę. Na koniec wreszcie jakiś pozytyw bo w tomboli udaje mi się wygrać bagażnik. Trzeba przyznać, że świetny pomysł z tymi nagrodami (niestety nie podzielają go wszyscy) nie dla zwycięzców i w tym roku naprawdę udało mi się wylosować parę interesujących drobiazgów.
17. Polanica 13.06.2004
Trasa w Polanicy w moim prywatnym rankingu uzyskuje miano najbardziej upierdliwej, a tym samym jednej z ulubionych. Wcześniej jeździłem już po tych okolicach ale dopiero podczas wyścigu dało się poznać psychiczny stopień upierdliwości drogi Wieczność czy też kamienistego zjazdu. Świetnie i aż szkoda, że w BM nie ma więcej tego rodzaju tras. Wielki sukces ze sportowego punktu widzenia. Fizycznie i psychicznie byłem gotów, wjechałem i skończyłem drugą pętle. Grześ zakończył wyścig po pierwszej i to Polanica zadecydowała, że faknąłem go w generalce BM. Jeszcze tylko wspomnienie drugiej pętli i tego jak tasowaliśmy się na trasie z Wilkiem. To właśnie widząc jak zjeżdża na swoim Epicu po kamieniach wreszcie zauważyłem rzeczywistą różnicę między fullem a sztywniakiem. Na koniec zdecydowanie najgorsze wspomnienie z tegorocznych maratonów. Wypadek już przy samym domu, czołowe zderzenie i kasacja samochodu.
18. Kościelisko 27.06.2004
Ten maraton uzyska miano najpiękniejszego. Kapitalnie poprowadzona trasa pod samymi Tatrami. Dużo błota, stromych podjazdów a właściwie podejść, świetna koncepcja z przejściem przez rzekę (takie rzeczy się pamięta). Jest jednak jedno ale. To pierwszy maraton w którym nie udało mi się załapać na drugą pętle, co w przypadku Bb jest nie do pomyślenia. Razem ze mną na drugą rundę nie wjechało wielu innych tradycyjnych rywali i wszyscy myślimy, że można było przedłużyć tą rundę jeszcze o pół godziny. Jak napisał Łuki „Leszczy nie wpuszczali”. Może w sumie stało się dobrze, bo być może nie udało by się przejechać lub przejazd kosztowałby zbyt wiele sił, a zbliżały się naprawdę ważne zawody. Po raz pierwszy dyskusja na forum, a naród podzielił się totalnie albo zostałeś miłośnikiem albo wrogiem tego rodzaju wyścigów. Wiadomo ja zaliczam się do tych pierwszych. Tym razem forum nie zostało jednak zamknięte.
19. La Marmotte 03.07.2004
Pierwszy wyścig szosowy w jakim brałem udział i to od razu po takiej trasie. Alpe d’Huez, przełęcze Telegraphe, Galiber - mekka wyścigu szosowego. Trasa 174 km z jakimi przewyższeniami. Ten wyścig dla mnie zostanie zapamiętany jako pierwszy którego nie ukończyłem. Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że nastąpiło to z powodu zamknięcia trasy, o którym nie wiedziałem, że będzie tak wcześniej. Z drugiej strony wreszcie zostałem sprowadzony na ziemię i wiem, że moje umiejętności kolarskie są żadne. Bardzo cieszę się z udziału i z poznania specyfiki górskiego ścigania szosowego. Widok kilku tysięcy amatorów o takich umiejętnościach daje mi wystarczającą odpowiedź na pytanie dlaczego w Polsce nie odnosimy takich sukcesów w tej dyscyplinie sportu. relacja
20. Salzkammergut 10.07.2004
Bóg zapłać Extreme, bo to tylko dzięki włączeniu wyścigu do Ligi Bb uczestniczyłem w tym alpejskim maratonie, mając okazję przekonać się czym różnią się od naszych krajowych. Nie mam tu na myśli spraw organizacyjnych, chociaż faktem jest, że trochę nam brakuje jeszcze do tamtego poziomu. (mnie osobiście najbardziej urzekła obecność piwa na bufetach, ale sprawy organizacyjne to temat na odrębną historię). Podstawowa różnica dla mnie to trasy. Te austriackie są łatwiejsze technicznie, przewyższenia jednak są imponujące, dużo podjazdów i zjazdów szutrówkami. Szkoda, że pogoda uniemożliwiła oglądanie pięknych widoków. Jeszcze kilka uwag na temat zachowania. Sektory startowe w których ludzie ustawiali się sami ze względu na swoje umiejętności, smarkający biker, który gdy spluwał podnosił ręke, żeby nic nie poleciało na następnego zawodnika, takie rzeczy przyznam mnie urzekły. Sportowo wynik poniżej oczekiwań. Kompletne wybicie z rytmu przez złapanie gumy i trudności w szybkiej zmianie dętki, częste chainsucki i konieczność podchodzenia na najbardziej strome szczyty, być może odczywalne jeszcze trudy TdF. To wszystko spowodował, że startu nie mogę uznać do najbardziej udanego. Kondycja zdobyta na alpejskich przełęczach miała zaowocować w przyszłości.
21. Purda 17.07.2004
Gdyby nie Kraków w Bb to właśnie ten maraton zyskał by miano najgorszego. Największe ścierwo organizacyjne BM – korki na trasie. Te w Purdzie są szczególnie dokuczliwe bo udaje mi się złapać swoje tempo dopiero na 15 km. Jeszcze tylko przygoda z końmi które zerwały się i w popłochu towarzyszyły nam na trasie przez kilka kilometrów oraz zagubienie zerozeroseven i to wszystko co można napisać o tym wyścigu.
22. ME Wałbrzych 25.07.2004
Nastawienie do wyścigu jak najbardziej bojowe wzmocnione alpejskim treningiem. Był to jeden z wyścigów na który nastawiałem się najbardziej. Od samego początku jechało mi się rewelacyjnie. Tak z perspektywy czasu myślę, że naprawdę była bardzo duża szansa na drugą pętle. Niestety złapana guma, widok wszystkich wyprzedzających mnie odwiecznych rywali ( którzy tego dnia byli rzeczywiście wszyscy za mną), załamka psychiczna to wszystko powoduję, że tego startu nie mogę zaliczyć do udanych. Gorycz porażki jedynie zmniejszona fakt przejazdu po jednej z najlepszych tras w kraju. O zgrzytach organizacyjnych nie wspominam bo ścierwo z tym maratonem Wałbrzyskim a nie ME okrutne.
23. Gdynia 01.08.2004
Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że nad morzem można rowerować po takich szlakach wyśmiałbym go natychmiast. Niestety zamiast planowanych 100 km trasa nie wiedzieć dlaczego miała 80. Oczywiście kolejny dramat z punktacją ale do tego organizatorzy już nas przyzwyczaili. Osobiście nie ma co już narzekać. Rafała Iwana kosztowało to drugie miejsce w generalce. Dla mnie trasa ta to moment historyczny z innego powodu. Wreszcie wyprzedzam odwiecznego rywala dokładając mu 10 minut. Optymalna forma w tym roku miała przyjść na Transcarpatię i tak też się stało. Na koniec jeszcze te korki samochodowe. To paranoja organizować wyścig nad morzem na przełomie dwóch najlepszych turnusów wczasowych.
24. Transcarpatia 22-28.08.2004
Tak jak Sokołowsko dla mnie to rzecz kultowa TC staje się rzeczą dziejową. Siedem maratonów w ciągu tygodnia, poprowadzonych po niesamowitych trasach, przejechanych w takim towarzystwie. Wynik sportowy dwa miejsca poniżej tego co było w zasięgu. Z drugiej strony nabyte doświadczenia orientacyjne na pewno zaprocentują w przyszłości. Praca zespołowa. Trzeba było zawiesić tą naszą wewnętrzną rywalizację i myślę, że dotarliśmy się do końca wyśmienicie. I na koniec to do czego już przyzwyczaili nas organizatorzy. Totalna olewka po wyścigu. Wreszcie gdy są już zdjęcia totalny żal, bo żeby się na nich znaleźć trzeba być albo Susłem albo posiadać paszport austriacki. relacja
25. Danielki 05.09.2004
Trochę za krótka ta przerwa po Transcarpatii. Założenie jest proste. Zeszłoroczne opory psychiczne i brak wjazdu na drugą pętle wyznaczają podstawowe założenie dwie pętle w miarę dobrym czasie. Ze zmęczenia po 10 km chcę się wycofać, kryzys jednak mija i dalszą część przejeżdżam w miarę bezboleśnie. Na początku drugiej rundy wyprzedzam Grzesia i nie oddaje prowadzenia do końca wyścigu. I jeszcze jedna rzecz. 25km przed metą zawieram nową znajomość. Do końca jedziemy razem cały czas rozmawiając o ulubionych rowerowych tematach . To niesamowite ale możliwe tylko w Bb.
26. Przesieka 18.09.2004
Zerozeroseven, który zapomniał wziąć namiarów na nasz dom wypoczynkowy, przyjazd w środku nocy i w konsekwencji nocleg w samochodzie, który musieliśmy dogrzewać co godzinę. Bardzo dużo osób narzekało na ten wyścig. Ze za łatwy technicznie, za krótki. Ja przyznam, że po tych wszystkich kultowych, błotnych, deszczowych wyścigach z przyjemnością przejechałem tę w miarę łatwą słoneczną trasę. Założenie miałem proste. Chcąc wyprzedzić rywala musiałem przejechać długi dystans. Zadanie wypełnione zostało w 100% i mogę się cieszyć, że udało mi się zwyciężyć w naszej wewnętrznej pruszkowskiej rywalizacji w dwóch cyklach. I jeszcze jedno a mianowicie liczba osób które oszukiwały ścinając trasę. Okazja czyni złodzieja punktów i przykre, że sprawa ta dotyczyła nawet osób medialnie wiele znaczących w tym wyścigu. W tym temacie organizator musi coś zrobić, bo naprawdę lepiej się ścigać w sportowej rywalizacji a nie mając świadomość, że ktoś cię wyprzedził tylko dlatego, że skrócił trasę.
27.Szczawno 26.09.2004
Jedna z ulubionych tras, ja osobiście mam jakiś sentyment do tych wszystkich ścieżek a nawet tego ścierwiastego zjazdu poprowadzonego wokół Chełmca. Założenie wykonane, dwie pętle przejechane, zmęczenie sezonem jednak okrutne i czas już chyba na zasłużony odpoczynek. Organizacyjnie poprawiło się wiele w Bb i naprawdę nie rozumiem jak to możliwe, że taki cykl cieszy się coraz mniejszą popularnością. Ceremonia zakończenia ok., podziękowania dla Extreme bo w tym roku dostarczyli naprawdę niesamowitych wrażeń. Wreszcie na koniec dyskusja a potem bezsensowne zamknięcie forum. Przykro patrzeć jak organizatorzy zachowują się w stosunku do uczestników. Bez dobrego PR ten wyścig nie osiągnie sukcesu.
28. Harpagan
Z pewną taką nieśmiałością podchodziłem do tego wyścigu nie wiedząc czy będzie mnie jeszcze stać na przejechanie 200 pod koniec sezonu. Diabeł nie taki straszny i nawet się zdziwiłem, przydał mi się krótki wypoczynek i naprawdę jechało mi się wyśmienicie, pomimo przeciwności losu. Ten wyścig to dla mnie start, na który spóźniłem się po raz pierwszy w życiu, a ponadto na starcie okazało się, że zapomniałem o kilku drobiazgach niezbędnych w tego rodzaju wyścigu Impreza kapitalna i naprawdę mam satysfakcję, że sam posługując się mapą przejechałem 196km zaliczając 15 punktów kontrolnych. A to mój pierwszy taki wyścig bo na odyseji stosowałem metodę podczepienia się pod kogoś, lub jazdy w gronie znajomych. Tytuł Harpagana zobowiązuję i chciałem to przejechać samodzielnie. Niestety niedoczytanie punktu regulaminu spowodowało, ze zaliczyli mi tylko 10 punktów kontrolnych i zamiast 30 jest 103 miejsce. Paranoja z tymi harcerskimi zachowaniami. Pamiętam w zeszłym roku na odyseji zgubiłem kartę i nie było jakoś problemów z zaliczeniem wyników. Wszyscy (no może poza tymi najlepszymi) jesteśmy na wyścigu „just for fun”. Tutaj jednak jak widać, panuje wojskowa czy tam harcerska dyscyplina i jak dla mnie stanowi to największy zgrzyt w tym wyścigu. Tyle o tym Czuwaj!
29.Ryś Kampinoski
Długo się zastanawiałem czy rysia wpisać do zawodów, w których uczestniczyłem. Ryś przede wszystkim zostanie w pamięci jako nietypowy alley, w dodatku zawody, których po raz pierwszy i mam nadzieję ostatni w moim życiu nie ukończyłem, bez ważnej przyczyny, bo to, że straciłem peleton na początku a później nie miałem długopisu nie stanowi wytłumaczenia. Pewnie wszystko przez ten śnieg brr... Świetna atmosfera. Jakże inny jest duch??? sportowej walki w tego rodzaju zawodach.
InżynBiKer
wjedź do strony głównej